Nie znoszę, kiedy wywiera się na mnie wpływ. Lubię albo słuchać rozkazów, albo być wolny. W obu wypadkach moja dusza angażuje się w sposób świadomy i jasny. Kiedy jestem wolny, wybieram to, co naprawdę mi się podoba, a nie to, co tylko udaję, że lubię, bo powinno mi się to podobać zdaniem innych osób.
A zanim posłucham rozkazu, muszę wiedzieć, skąd ten rozkaz pochodzi, jak w wypadku Dziesięciu Przykazań. Lecz coś, co nazywa się presją, nawet gdy nosi bardziej sympatyczną nazwę perswazji, to dla mnie zawsze utajony wróg. Perswazja przynależy do kultu bezkształtności, do religii opartej na przelotnych modach, która w gruncie rzeczy popycha wszechświat, by dryfował z powrotem ku chaosowi. Pamiętam, jak w młodości wzdrygnąłem się odruchowo, kiedy Matthews Arnold (który nieraz mówił rzeczy bardzo interesujące) powiedział mi, że Bóg jest „przepływem tendencji”. Od tamtej pory nienawidzę tendencji. Lubię jasno wiedzieć, dokąd się kierować, abym mógł pójść tam z własnej woli – lub odmówić.
Fragment pochodzi z: „Obrona wiary”
Wolność wtedy naprawdę jest wolnością, gdy człowiek potrafi nie tylko chcieć, ale nade wszystko wybierać. Bo chcenie jest łatwe, nierzadko też bywa bezmyślną zachcianką, która może nawet źle się skończyć albo za pomocą której ktoś chce nas wywieść w pole. Gdy zaś wybieram, to nie wystarczy, że chcę, muszę jeszcze jasno rozumieć, czego chcę i czy rzeczywiście tego chcę. Dopiero uzbrojona w rozum wola stoi na straży naszej wolności.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 10 kwietnia 2014