Bezpośredni wpływ reformacji na Polskę był minimalny. Historia reformacji u nas jest zjawiskiem bardzo charakterystycznym dla polskiej umysłowości, oceniającej wszystkie prądy kulturalne przede wszystkim ze stanowiska praktycznej moralności.
Hasła reformacji miały u nas powodzenie tak długo, póki nie nastąpiła reorganizacja Kościoła w duchu postanowień trydenckich i jego moralne okrzepnięcie, a także póki sama reformacja mogła robić wrażenie, że przynosi wyższe wartości niż zwalczany przez nią Kościół. Ale gdy z kolei ten sam obóz reformacyjny, który zdawał się odrodzonym zborem z pierwszych wieków chrześcijańskich, pogrążył się w opinii gorszącymi sporami teologicznymi i wyłonieniem z siebie sekty ariańskiej, budzącej świętą zgrozę zarówno wśród katolików, jak i wśród protestantów, los reformacji polskiej został przesądzony. Kompromitacja ruchu reformacyjnego niweczyła jego wpływ kulturalny już na współczesnych, cóż mówić wobec tego o potomnych! Zresztą nawet wyznawcy tego ruchu u nas nie zawsze rozumieli zagadnienia, na których teologia protestancka wyrosła. Bardzo znamienny pod tym względem jest koryfeusz naszego piśmiennictwa kalwińskiego, Mikołaj Rej, który w sprawach wiary, a zwłaszcza etyki, rozumuje tradycyjnie po katolicku, a w przekładach utworów protestanckich (np. w „Kupcu”) osłabia, jak może, tendencje luterańskie, obce jego umysłowości i wpojonym od dziecka wyobrażeniom.
Fragment pochodzi z „Literatura a katolicyzm”, 2004
Jeżeli dziś słyszymy zbitkę słowną „Polak – katolik”, to nie powinniśmy się tego wstydzić, że niby jesteśmy ograniczeni, ani się obawiać, że jako społeczeństwo popadniemy w jakiś skrajny dogmatyzm czy fundamentalizm. Rzecz ma się inaczej, chodzi o ten niezwykły wpływ cywilizacji łacińskiej poprzez Kościół, który sprawiał, że umieliśmy być naprawdę tolerancyjni, otwarci na innych, a ci spośród nas, którzy gdzieś się zagubili, jakże często pozostawali w głębi duszy katolikami, nie tylko protestanci, ale nawet ateiści.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 7 lutego 2014