Przyzwyczailiśmy się od wielu pokoleń do pewnych pojęć o tym, kim jest poeta, bez względu na narodowość, czym jest w ogóle sztuka czy kultura, od których to pojęć wówczas po roku tylko okupacji nie zdążyliśmy jeszcze odwyknąć.
W tym dniu, wracając z Rynku, gdzie leżał rozbity pomnik Mickiewicza, szłam ulicą Sławkowską. Oczy moje spoczęły na tablicy brązowej, wawrzynem ozdobionej, z napisem: „W tym domu mieszkał Goethe”… Czytając, pomyślałam – jakoś nikomu z Polaków na myśl nie przyszło jeszcze rozbić tę tablicę lub przynajmniej zdjąć, pomimo wszystkich niewidzianych w świecie zbrodni, które naród Goethego popełnia wokoło, bo my przecież nie jesteśmy w stanie wojny z Goethem. Przypomniała mi się wizyta Mickiewicza w Weimarze i złote pióro otrzymane tam w podarunku… Czy się ludzkość dziś w błocie tarzająca jeszcze kiedyś dźwignie na owe wyżyny?…
Fragment pochodzi ze „Wspomnień wojennych (1939-1945)”
Dla ludzi inteligentnych, dla ludzi moralnie wrażliwych pozostaje ciągłą tajemnicą ta przepaść, jaką wykopali sami Niemcy pomiędzy poziomem własnej kultury a barbarzyństwem, jakiego się dopuścili. Tak jakby to były dwa narody, a przecież to był ten sam naród, który słuchał Beethovena i Bacha, który wydał wielkich filozofów, który jaśniał miłością do kultury greckiej – to ten sam naród dopuścił się zorganizowanych i zaplanowanych czynów barbarzyńskich, jakich świat nie widział. To właśnie ten naród mordował z zimną krwią naszych profesorów, niszczył lub okradał nas z dóbr kultury, eksterminował masowo niewinnych ludzi. Jak to pogodzić? Jak to wyjaśnić? Dotykamy tu tajemnicy obecności zła. Ono prowokuje nas do kosmicznej wręcz nienawiści. Ale Kościół nas przed tą nienawiścią uratował.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 24 lutego 2014