W polityce kariery nie szukałem. O władzę nie zabiegałem nigdy. Pragnąłem jedynie zostać delegatem na Konferencję Pokojową, od dzieciństwa bowiem myślałem tylko o tym i dążyłem do tego, ażeby przyczynić się skutecznie do odzyskania wolności Ojczyzny. Kosztowało mię to, jak Pan widzi, drogo – ale celu dopiąłem.
W kilka miesięcy po wybuchu wojny udałem się do Paryża i Londynu, aby tam założyć komitety ratunkowe dla Polski. Komitet londyński był wyjątkowo świetny. Najznakomitsi ludzie zostali jego członkami, przyłączyły się do niego najświetniejsze nazwiska angielskie. Odnowiłem dawniejsze różne znajomości, zbliżyłem się do osób, które mi później wiele pomogły. To samo, a nawet znacznie więcej, uczyniłem w Ameryce. Zebrałem znaczne sumy pieniędzy na ratunek dla głodnych, pogodziłem i zjednoczyłem olbrzymie czteromilionowe Polskie Wychodźstwo, pozyskałem dla Polski gorące poparcie Stanów Zjednoczonych, stworzyłem z ochotników – Polaków Armię Polską we Francji, o której Pan nie wspomina, choć ona właściwie utorowała nam drogę do Konferencji Pokojowej, a gdy po przybyciu za radą i na żądanie rządu angielskiego do Polski okoliczności zmusiły mię do objęcia władzy, przyjąłem ją w głębokim poczuciu, że ponoszę najcięższą w życiu ofiarę.
Fragment pochodzi z listu do Romana Landaua, 5 kwietnia 1934.
Gdy dziś sławni artyści szukają przede wszystkim poklasku i wysokich zarobków, a swoim nazwiskiem lub twarzą firmują niskie albo nawet niecne cele, to w przypadku Paderewskiego mamy do czynienia z fenomenem niezwykłym. Był to człowiek-instytucja, a właściwie człowiek-państwo. Ale nie dlatego, że siebie uznał za państwo, niczym władca absolutny Francji (Ludwik XIV: państwo to ja), lecz że całą swoją energię i sukcesy artystyczne przekuwał na środki, których celem było wskrzeszenie Polski wolnej (ja dla państwa). Swoją energią zapalał innych, rodaków i obcych, prostych emigrantów i wielkich polityków, ludzi ubogich i bardzo majętnych. Działał niestrudzenie, aż dopiął swego: Polska zmartwychwstała, Polska niepodległa.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 10 marca 2014