Wiele się dziś mówi o „szacunku” dla innych religii, ale rzeczywisty szacunek dla religii polega na tym, by traktować ją właśnie jak religię – to znaczy by zadać sobie trud i dowiedzieć się, jakie są jej doktryny i jakie z nich wynikają konsekwencje. Niestety, współczesna tolerancja jest bardziej ślepa i głucha od nietolerancji. W dawnych czasach władze religijne przynajmniej definiowały herezję, zanim ją potępiły, i czytały książkę, zanim rzuciły ją na stos. My zaś wołamy do mormona czy muzułmanina: „Nieważne, w co wierzysz – pójdź w me ramiona!”. Na co on, rzecz jasna, odpowiada: „Ale dla mnie jest ważne, w co wierzę, a ty lepiej pilnuj własnych spraw”.
Szkolna nauka historii jest tak powierzchowna i jałowa właśnie za sprawą tego ciasnego założenia, że nie należy wspominać o teoriach teologicznych. […] nigdy jeszcze nie było mi dane przeczytać popularnej historii Anglii, która dawałaby choć mgliste pojęcie, za sprawą jakich ludzkich motywacji Anglia pokryła się opactwami, a w Palestynie załopotały sztandary krzyżowców. Historycy, jak się zdaje, zupełnie stracili z oczu dwa ważne fakty – po pierwsze, że siłą sprawczą ludzkich działań są myśli i idee; po drugie, że w takim razie warto by odkryć, na czym się one zasadzają.
Fragment pochodzi z „Obrony człowieka”
Paradoksem naszych czasów jest to, że przy rozwoju nauki na niespotykaną w dziejach skalę pojawiło się zjawisko wtórnego analfabetyzmu, który jest większy i groźniejszy od dawnego analfabetyzmu. Większy dlatego, że przymusową edukacją objęto gros dzieci, groźniejszy, ponieważ absolwenci szkół publicznych nie wiedzą, że nie umieją sprawnie czytać i pisać, a ich rozumienie podstawowych wydarzeń z zakresu historii i kultury jest bliska zeru. Tak „oświeconym” społeczeństwem łatwo rządzić, bo łatwo nim manipulować, wmawiając np., że Kościół to ciemnogród. Ten właśnie Kościół, dzięki któremu zaczęły powstawać uniwersytety, a których dziś jest w świecie ponad 16 tysięcy.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 23 października 2014