Po raz drugi pojawiło się zagrożenie, niemal śmiertelne, dla życia narodu i całości państwa w okresie „potopu” szwedzkiego, gdy zaciężna, głównie niemiecka, armia króla szwedzkiego zalała Polskę, dokonała ogromnych spustoszeń i zagroziła – poprzez zaborcze układy z Kozakami, Rakoczym, Bogusławem Radziwiłłem, Elektorem Brandenburskim – nie tylko istnieniu państwa, ale i samego, podzielonego w wyniku reformacji, narodu.
Wówczas to obrona Częstochowy: Śluby Jana Kazimierza we Lwowie, uznające chłopów jako część narodu (co wyprzedziło Konstytucję 3 Maja i ogłoszenie Najświętszej Marii Panny Królową Polski) – stały się nie tylko manifestem sprzeciwu, ale zarazem zarodzią odnowy ówczesnej Polski. Wówczas to innowierców, którzy na ogół wspomogli króla szwedzkiego, i same ruchy reformacyjne uznano za element obcy katolickiemu narodowi, który zjednoczył się przy wyznaniu rzymsko-katolickim, co potem pomogło w okresie rozbiorów zachować tożsamość katolicką.
Fragment pochodzi z „Rozważań o narodzie”, 2004
Choć słynęliśmy zawsze z tolerancji, ratując niejednokrotnie prześladowane gdzie indziej grupy narodowe, religijne czy wyznaniowe, to jednak wielokrotnie przychodziło nam za tę gościnność płacić wielką cenę, łącznie z zagrożeniem bądź nawet utratą niepodległości. Jedni wiwatowali na cześć króla szwedzkiego bądź cara, inni z szeroko otwartymi ramionami przyjmowali Armię Czerwoną, by następnie walczyć przeciwko Polsce. Tylko Kościół katolicki pozostawał do końca nam wierny.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 28 stycznia 2014