I tak, srogo się mści ten przewrót porządku Bożego. Niewątpliwie, że póki dzieci są małe, rzeczą jest rodziców oddawać im usługi, których dzieci same sobie oddać nie mogą, ale w miarę jak one podrastają, stosunek ten powinien się zmienić.
Rodzice, jeśli nie chcą dzieci swoich na nieszczęśliwych samolubów wychować, powinni, nie nadużywając sił dziecięcych, nie zaprzątając im czasu ze szkodą dla nauki, wprawiać je po trosze, wedle możności, do oddawania maleńkich usług, do pomagania w rozmaitych zajęciach. Niech się dzieci wcześnie przekonają, że „szczęśliwszy jest ten, co daje, niż ten, co bierze”. Ucząc dzieci oddawania przysług, rozwija się najlepsze zasoby ich serca; przeciwnie, pozwalając im przyjmować usługi niezasłużone, rozwija się lenistwo, samolubstwo i pychę.
Fragment pochodzi z: „O wychowaniu”, 1903
Ofiarność nie może być tylko jednorazowym gestem, lecz musi być efektem długiego procesu wychowania, w którym właśnie stopniowo przełamujemy naturalny u dzieci odruch posiadania wszystkiego tylko dla siebie. W wychowaniu nie chodzi o to, by naturę łamać, ale by ją nagiąć do dobrych celów. W zakresie ofiarności, która jest przecież tak charakterystyczna dla etyki chrześcijańskiej, osiągamy ten cudowny efekt dzięki odpowiedniemu wychowaniu, o czym rodzice poważnie podchodzący do swoich obowiązków powinni zawsze pamiętać. Pamiętać też powinni, że liberalizm opiera się na bezwzględnym egoizmie, dlatego tak obcy jest katolicyzmowi i dlatego wzorować się na liberalizmie nie wolno.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennnik, 13 maja 2014